sobota, 29 września 2012

Scientific writing

Przez przypadek zupełnie, moje leżenie w łóżku doprowadziło do całkiem miłego dnia. Mój mąż, jak już wspomniałam, był tak kochany, że poza szybkim siusiu nie pozwolił mi nawet wyjść z łóżka. Przyniósł mi termos z herbatką, zrobił zakupy, ugotował pyszny rosołek i przychodził przytulać mnie i opowiadać ciekawe rzeczy.

Jedną z takich ciekawych rzeczy, które dzisiaj odkrył były darmowe wykłady prowadzone przez pracowników niektóych z najlepszych uniwersytetów, i to online. Przejrzeliśmy je razem i niektóre okazały się bardzo ciekawe. Tu jest link:
https://www.coursera.org/

Zapisałam się na kurs o scientific writing - zaczął się tydzień temu, ale na szczęście udało mi się już nadgonić pierwszy tydzień.

Dowiedziałam się już kilku na prawdę ciekawych rzeczy. Pani pokazywała przykłady złego używania rzeczowników, które w prosty sposób mogą zostać zamienione na czasowniki i stworzyć dużo bardziej aktywne zdanie. Pokazywała jak z totalnie niezrozumiałego zdania można zrobić zdanie proste nawet dla laika. Jak cztery linijki przetworzyć na 2 o tym samym sensie wykreślając niepotrzebne 'there is', zaprzeczenia i powtórzenia.

Ponieważ spieszyłam sie z nadganianiem, nie robiłam notatek z wykładów. Kolejne postaram się chociaż krótko opisywać.

Akademik

No i stało się! Rozchorowałam się! Czuję się paskudnie, leżę w łóżku z komputerem na kolanach i wprowadzam poprawki do plakatu naniesione przez mojego szefa. Mój mąż przechodzi siebie - jest dla mnie tak opiekuńczy i kochany, że chyba polubię bycie chorym.

W poniedziałek wieczorem, dostaliśmy list od szefostwa naszego akademiku, że mamy się przeprowadzić do innego pokoju, a następnego dnia dać im klucze do naszego - to ze względu na renowację sufitu. Nie powiedzieli na jak długo mamy się przenieść, winda nie działała i do drugiej w nocy biegaliśmy między parterem, a czwartym piętrem znosząc najbardziej potrzebne rzeczy na czas nieokreślony.
Wczoraj dostaliśmy podobny list - że mamy się przenieść spowrotem. Czułam się jednak tak źle, że postanowiliśmy to przełożyć na dzisiaj. Spaliśmy jeszcze, gdy rano, bez pukania wtarabaniły się sprzątaczki i podniosły wielki krzyk. Przynajmniej tym razem winda już działała.

Takie sytuacje coraz bardziej przekonują nas żeby wreszcie podjąć walkę o normalne mieszkanko. Bardzo tego nie chcemy, bo w Paryżu to prawdziwa bitwa, a ani nasz brak znajomości francuskiego, ani niewielkie zarobki nie będą wystarczająco przekonujące dla właścicieli mieszkań. Już nieraz słyszeliśmy brutalne historie o walkach o mieszkania, niekończących się podróży na oglądanie mieszkań - tylko po to aby dowiedzieć się, że stara się o nie 40 innych ludzi z lepszymi papierami - i to od rodowitych francuzów.

W tę walkę będziemy się jednak musieli ostatecznie włączyć

piątek, 28 września 2012

Energia lub jej brak

Oficjalnie doktorantem jeszcze nie jestem (bo nie podpisałam kontraktu), a już totalnie opadają mi siły.

Pogoda jest jaka jest - w kratkę - jak to bywa jesienią. Pochorowuje każdy - ja też. Pochorowuję, marzę o łóżku, o ciepłej herbatce, książce i buziaku od męża. Ale doktorat - nawet jeśli jeszcze nie całkiem - to jednak doktorat. Zadania muszą być wykonane. Poster wysłany do druku (przed przyszłodygodniowym retreat - nie wiem jaka jest nazwa po polsku - po prostu doktoranci i ludzie na stażu podoktorskim z całego budynku jadą razem na pare dni w jakieś miejsce), report z całotygodniowej pracy wysłany do kolegów z projektu. Więc siedzę kolejną godzinę przed moim komputerem, ledwo już patrzę na oczy i działam.

Wiem, że nie skończę, ale mój upór i chęć zdąrzenia do wyznaczonych terminów przygwarzcza mnie do krzesła. Jeszcze jeden wykres, jeszcze jeden bład do poprawienia...

czwartek, 27 września 2012

Nowy Poczatek

Musialam zrobic przerwe w pisaniu, bo w moim niedoktoranckim zyciu zdarzyla sie wazna rzecz, ktora pochlonela mnostwo czasu - wyszlam za maz!

Moj maz mieszkal juz ze mna w Paryzu, wiec pod tym wzgledem niewiele sie zmienilo. Zmienilo sie natomiast nastawienie sprzataczek (wciaz mieszkamy w akademiku) mijanych na korytarzu. Teraz co dzien rano slysze:
- Bonjour Madame (zamiast wczesniejszego Bonjour Mademoiselle).

Poza tym okazalo sie, ze uniwersytet nienajlepiej radzi sobie ze zmianami nazwisk. W zwiazku z tym wyszlo wiele parskan, wymachiwan rekami i przewracan oczami (takie typowe franuskie zachowania) w uniwersyteckich biurach i ostatecznie zostalam zapisana pod moim starym nazwiskiem z nowym w nawiasach. Ale zeby za latwo nie bylo - udalo mi sie na razie odwiedzic zaledwie 3 biura - dla kazdego z nich musialam przygotowywac podobne papiery i tlumaczyc podobne rzeczy (podkreslam, ze moj francuski jest w powijakach, a po angielsku nieczesto da sie porozumiec). I w kazdym kolejnym dawali mi kolejny papier i kazali zaniesc z nowowypelnionymi formami do kolejnych biur.
Wlasnie wypelnilam jedna z nich - teraz jeszcze znowu nalezy zebrac kilka podpisow od waznych ludzi i mozna sie wybrac do kolejnego biura!

A ludzie sie dziwia ze doktorat zabiera tyle czasu!